nigdzie nie napisałem, że nas nie było jak były lodowce w Europie, tylko o stężeniu co2 i temperaturach. nasz gatunek nie ma więcej jak 100k lat, tak sciśle liczac, a szeroko 1 mln(tak od australopiteka, niby nie nasz gatunek jeszcze, ale hominid przynajmniej). niczego nie trzeba zakazywać, wystarczy tego nie kupować. walnąć cło, i po krzyku. skąd przekonanie, że zmiany być muszą? może pora nauczyć się kontrolować klimat, bo takie patatajanie źle się skończy, ostatecznie dla nas też. czasy jaskiniowe się skończyły, albo czeka nas powrót do nich, w najlepszym razie.

bywało zimniej, potem cieplej, i popatrz, co się z megafauną porobiło... wyzdychała. jakieś skojarzenia? może takie, że nawet jak nie wyzdychamy jako gatunek, to wrócimy do liczebnosci 0,5 mld. globalnie. ja bym ryzyka wymarcia 90% ludzi tak sobie lekko nie brał. każdy gatunek ma jakieś optimum, i jeśli się okaże, że jedynym znośnym dla nas obszarem jest antarktyka, to serdecznie dziękuję za takie kwiaty... naprawdę mus wracać na drzewo?

rzecz wtym, że wzrost temperatur jakoś dziwnie koreluje czasowo z rewolucją przemysłową, a co za tym idzie wzrostem i emisji, i liczebności ludzi i ich potrzeb. jeszcze gorzej, że tempo tego przyrostu to jak F1 w porównaniu z rowerem. rower wystarczył do wyginięcia mamutów... fakt, że najgorszy jest metan, ale można zamiast metanu mieć co2, zamiast gnicia-spalać. można też spalać mniej. najgorzej, że po przekroczeniu pewnego progu istnieje też perspektywa skończenia jak Wenus: 320C. już raz wszystko zamarzło w cholerę, może się i sfajczyć.i co, ze wróci do normy za 1k lat? zmarłemu kadzidło...

temperatura po superwulkanach zmieniała się na krótko, a i to raczej w dół. to, że gatunek przeżyje, nie oznacza, ze przeżyje go tyle ile było. wciąż za mało wiemy, lepiej ostrożnie. i po co truć, jak można nie? na razie to raczej widzę chęć zarobku obecnych producentów dóbr: to nie NT wykorzystują półniewolniczą pracę za miskę ryżu i liść na głowę w razie deszczu... UK chce osiągnąć zero emisji w kilkanaście lat. można? da się? ja chyba w polandii sobie chatę też w solary zrobię, choć mi grzanie tanio i tak wychodzi.

cieszę sie, oczywiście, że podzielasz ostrożne podejście, że z głową itd. ale to oznacza, ze treśc tej okładki to zwykłe kłamstwo, na zasadzie: nic się nie dzieje, robią nas w balona, mozna walić w piec kaloszki, nic się nie stanie. to się wpisuje w ogólną politykę tego rządu, importującego i palącego śmieci na potęgę, tnącego co popadnie, strzelającego gdzie i do czego popadnie. jak Uganda jakaś, i gorzej. fachowcy, profesjonaliści to wykształciuchy, bo się nie zgadzają na to, i coż... wyjeżdzają. jak ja:)

obawiam się, że to trochę podobnie jak z ewolucją: tylko garść naukowców to biolodzy... reszta się znać nie musi. niestety, jeśli owa garść okaże się mieć rację, to po nas, także lepiej przyjąć najgorszy scenariusz, szczególnie, że większość włąśnie tych, co mają pojęcie skłania się ku takiej interpretacji. nie jest przy tym wazne tak do końca, czy to na pewno nasza wina(choć na to wygląda), ważne, czy możemy coś zrobić ze swojej strony, bo inaczej wyginąć przyjdzie, choć zupełnie niewinnie.

Nie ma klamstw a są półprawdy. Od 20 lat wiadomo ze klimat ociepla nam metan, ale należałoby by przyznać ze gatunek homo sapiens przekroczył bezpieczne 3,5 miliarda. Nasza gospodarka rolna niszczy ziemie... Do tego kilku miliarderów uznało ze na następnej wojnie tez trzeba zarobić a i problem ilości ludności się rozwiąże. Co do CO2 , jest toksyczny dla planety, ale każdy nadmiar może zostać zaabsorbowany, jeśli damy czas naszej florze. No a tak oszczędzamy emisje dalej je robiąc, spalajac rope i wegiel i śmieci. Powiem tyko ze zaskakujące jest jak bardzo zmienia się treść opracowań naukowych

odniosłem wrazenie, że wznakomita większość klimatologów uważa, że należy coś robić w tej sprawie, a konkretna wartość to sprawa dość drugorzędna, podobnie jak w biologii tempo zmian dla konkretnej cechy czasami:). wzięto pod uwagę natomiast odmrażanie Syberii i zamkniętych w zmarzlinie zapasów gazów cieplarnianych. rzecz w tym, że w przyrodzie bywa czasem tak, że po przekroczeniu pewnej wartości progowej już nic nie można zrobić. nie mamy innej planety w zapasie, i lepiej nie skończyć jak Wenus. nie widzę, żebyśmy dawali czas: tniemy na potęgę. -60 czy 230, zadna różnica...z ozonem dało radę:

podobnie w medycynie ciągle odkrywa się coś nowego, ale raczej nie spodziewłbym sie zasadniczego przewrotu, tylko uzupełnień. owe zazielenienie to chyba głównie oceaniczny zakwit glonów, też wesoło, bo to wszystko potem ładnie zgnije. żeby nie wiem jakie polityczne wałki na tym kręcono, to stawka lekkomyślności jest zbyt wysoka: zostaną archeony, a i to niedługo. skoro mamy wpływ, to może by go użyć rozumnie? są kraje, gdzie podchodzi sie do spraw poważnie: w UK knują z paliwem lotniczym, już sa butelki z nietrwałego plastiku albo papier zamiast niego.

najlepiej więc siedzieć z załozonymi rekami? oczywiście, że są gorsi truciciele, jak USA czy Chiny, ale to EU jest czasem głównym ich rynkiem zbytu, także wymagania klienta mogą być decydujące. metan jest oczywiście gorszy, ale można go spalać przecież, do co2 właśnie co prawda, ale tak to by się po prostu metan ulatniał. najlepiej się położyć, bo jeszcze ktoś na tym zarobi... wiesz, że gdyby neandertalczyk rozmnażał się o 0,5% szybciej, to by dotrwał nowożytności? niewielka różnica, prawda? nikt nie mówi o zasuwaniu z buta, ale o innym paliwie.

Wenus też ma się dobrze:) konieczny jest ten upadek cywilizacji? potrzebny komu? planetoida rąbnęła, i Ziemia też miała się dobrze, a że dominujące formy wyzdychały? no cóż, ja sobie nie życzę zaliczać się do gatunków wymarłych, bądź żeby moi następcy znów na gałęzi siedzieli, skoro można coś zrobić. nie ma co panikować, ale brać się trzeba. aże ktoś zarobi? po prostu zarobią inni niż do tej pory, podobnie było z wytopem żelaza i bezrobociem wytapiaczy brązu:) z ozonem sie dało ogarnąć, to może i tu wcale nie będzie źle, pod warunkiem jednak, ze się zechce.

z drugiej strony widać stepy w miejscu lasów i pustynie w miejscu stepów. bywało cieplej, tyle, że nas nie było. ty mi nie tłumacz wpływu na rosliny, bom biolog, tylko przyjrzyj się zwierzętom, a konkretnie ludziom. nie podoba mi się perspektywa skokowych zmian, bo takie zmiany jak obecnie widać odbywały się na przestrzeni tysięcy lat, a nie 180-200. produktem gnicia nie jest tylko co2, ale również metan, także wzrost roslin też tak sobie radosny.

podsumowując: niech ryzyko będzie mniejsze niż wypadku drogowego, to jednak pasy zapinasz? i secundo: jak się nie będzie czegoś robić, to na pewno kufno z tego będzie; że tak rocznicowo porównam, na Księzyc dopiero Apollo z numerem 11 dotarł. i tertio: zawsze ktoś zarobi, a ktoś straci, trudno jednak z powodu polackiej zawiści w jaskiniach siedzieć, bo strzecharz się nachapie. wszak już mamy najszybsze wymieranie od czasów permu, może starczy tego dobrego, żebyśmy się sami na nie nie załapali?

zmiany są normalne, ale nie w takim tempie. na dodatek wcale nie musimy się na nie godzić, mamy cywilizację, nie siedzimy na gałęzi; powodzie też są normalne, więc budujemy wały, tamy. nie są zgodni w szczegółach, są jakby zgodni ogólnie, ze to działalność człowieka, a nawet jeśli nie, to warto raczej utrzymać istniejący stan rzeczy. komuś kieszenie i tak napychamy, nikt niczego nie wymyśla ani nie produkuje z dobroci serca przecież. czy będą to nafciarze, czy solaryści, jeden wuj, byle jednak lodowce zostały tam, gdzie są:)