Komentarze użytkownika gruzawik

głupotą jest więc również wiara w jakiegoś boga po przeczytaniu jakichś pism świętych?

niczego nie chcę, dopóki wierzący w jednorożce nie zechcą mnie podkuwać. byle na własny koszt i bez wtrącania się w zycie innych, to psa z kulawą nogą to nie obejdzie. przekonanie o nieistnieniu czegoś wybitnie nieprawdopodobnego, na co cienia potwierdzenia nikt nie znalazł, to nie wiara. podobnie nie wierzysz we wrózkę zembuszkę, czy moze tak zmądrzałeś, że jednak? miło, że odnalazłeś też inne pisma religijne, nie będziesz więc zbrodni komunizmu ateistom więcej przypisywał? czy w jakim niby kontekście tych 2ch przytaczasz?

choć pod pewnym względem masz rację\; nie chcę, żeby inni wierzyli w takie coś. religijny ogląd świata mam za z gruntu fałszywy i prymitywny w porównaniu z ustaleniami nauki. również nie bez znaczenia jest historia róznych wiar i religii, prowadzących do unicestwiania innych bądź siebie samych. podobną niechęcią dażę inne przekonania prowadzące do ogłupienia i zniewolenia. ale nie poczytuję sobie tego za wadę...

darzę:) moja niewiara nie prowadzi do chęci pozbawiania innych ich wiary inaczej, niż w końcu z ciężkim sercem wyjasniam dziecku, jak to z prezentami pod choinkę jest. wolno wierzącym głosić swoje zdanie, wolno i mnie. szczególnie, że to nie ja im zabraniam tego, a raczej na odwrót by się chciało, chocby i paragrafem o obrazie uczuć. jakbym ja żadnych nie miał. zdradza to niemożność obrony tych "uczuć" nijak inaczej, jak tylko przymusem. coś jak szkalowanie marksizma-leninizma:) przekonać się nikogo do tego nie da, że trzeba zmuszać?

po pierwsze, z racji obrzydzenia, jaka napawa postać boska tam przedstawiona. po drugie, z racji zwyczajnej nieprawdy tam napisanej, jak chocby w kwestii potopu czy stwarzania. trzecie idą wewnętrzne sprzeczności. a wisienką na torcie pozwole sobie nazwać absolutny brak potrzeby wierzenia w opisy starozytnej literatury. jeszcze TAKIE opisy.

jednak okazało się, że sam nie przeczytałeś, skoro gładko góry zalane pomijasz, deszcz jako źródło zalewu, czy szanse na istnienie osobnika mogącego nosić imię Noe w warunkach koniecznych do takiego zalania. skonkretyzuj swój zarzut wobec mnie. zawsze mogę znaleźć żądany fragment, i znów wykazać twoją skłonność do pomijania niewygodnych kawałków.

ta skłonność do "ulepszania" zgodnie z bieżącymi potrzebami jest dla wierzących niezauważalna. to tendencja zbieżna z wyławianiem kawałków wygodnych, a pomijaniem niewygodnych. co więcej, z tego tsiąca kłamstw i wyinaczeń ma wynikać na koniec, jak królik z kapelusza magika: prawda! :)

ale po czym w końcu poznali, że to błędne tłumaczenie? w końcu doszli do wniosku, że nie pasuje do nowej wizji, że jest miłością? też nie bardzo jasne, skąd wziętej, skoro jest mnóstwo zupełnie niemiłosiernych przykładów bożej aktywności...

martin, sam cuda biblijne alienami tłumaczyłeś. jaka wiara i jacy bogowie mają z tego wynikać?

dlaczego ktoś ma wierzyć w złego boga? a nie jest? kazał łby rozwalać? niby po co? mord podbitych od kota w górę? bo rzekomy upadek Babilonu z tak zapowiadaną rzezią najwyraxniej nie nastąpił... dlaczego z kłamstw o czymś wnosić? mam o zaistnieniu potopu z biblii samej wnosić? a o smokach z Makuszyńskiego i szewca Skuby? no skoro i zły, i kłamstwa, to co u licha jeszcze można wnosić?

a pojęcia nie mam, skąd Ci taki nadmiar dobrotliwości się wziął... przyglądając się dokonaniom "intelektualnym" kościoła to raczej nalezy oczekiwac koniunkturalizmu i kłamstw. trochę też ciekaw jestem, skad niby to tłumaczenie miałoby być, chyba że z greki, bo to na soborze nicejskim powstało.

trochę trudno mi też uwierzyć, że ktoś stronę bierną i czynną w tak wąznej kwestii pomylił niechąco. coś mi znikło wyżej: upadek imperium babilońskiego na rzecz Cyrusa wcale rzezi nie oznaczał, jak mozna z zachowanych dokumentów wyczytać. w dodatku 200 lat póxniej było gdzie balować, a Arab, wbrew zapowiedziom, nie byle jaki namiot tam rozbija wciąż. znów ta teleologia: kłamstwo i brednie, a na koniec z nich: prawda! nie było potopu? no to co. alienpredator zamiast wszechmocnego? trudno. na koniec i tak wszecmocny wychodzi niektórym:)

mi się śmiać chce, jak ktoś folią łeb owija aluminiową, a jesteś niedaleko:) nikt nie jest w stanie niczego ci wyjaśnić, bo wyjasnień do wiadomości nie przyjmujesz, gdy ci do założeń nie pasują. jezeli opisuje się jakieś wydarzenie z interpretacją jako wyraz czyjejś woli, to jesli to wydarzenie nie zaszło w ogóle, to istnienie tegoz sprawcy równiez wątpliwe się staje, pojmujesz?

pisałem o nazwaniu bredni bredniami, i durnia durniem, żeby miał szansę się we własnym położeniu zorientować jakąś w ogóle. z pobudek humanitarnych. loże masońskie... alienpredator. co jeszcze? zostaw ten cholerny makaron, bo Cie jeszcze lepsze kawałki ominą:)

już mi kiedyś meteorologa polecałeś, w kwestiach dotyczących astrofizyki. na ile znam anglosaski system edukacji, to chłop o prawie Boyle'a-Mariotta nie słyszał. podobniez z innymi niedorobami, nie pojmującymi, ze suma pędów z konieczności wynika z róznych składowych, żeby być sumą, i nigdzie to nie zaprzecza mozliwości wartości ujemnych, tzn. pędów odwrotnych do ogólnej sumy. polecany przez martina iczeniec twierdził, że skoro galaktyka się kręci w prawo, dajmyż na to, to cud tylko powoduje, że niektóre jej elementy krecą się w lewo:)

a było to przy okazji dyskusji o ewntualnej mozliwości wodnej Ziemi, dwojako: raz przez potop, a raz przez "oddzielenie wód górnych i dolnych" i wynurzeniu lądów w końcu. ów meteorolog nieszczęsny rozprawiał o planetach przypominających gazowe olbrzymy tym, ze trudno na nich wyróznić fazowe przejście miedzy atmosferą a płynem. nic taka koncepcja planety z racji masy mieć z ziemią wspólnego nie może, ani w sensie istnienia osobnika zwanego Noe&co., ani w sensie oddzielania czegokolwiek z wynurzaniem, jako że na planetach skalistych najpierw trza zalać w ogóle. z tym krucho...

dlaczego chipa a nie PESEL?

znaczy, coś innego niż ujemny(chyba, nic nie pamietam...) logarytm do rozpadu radioaktywnego stosował? dlaczego go uważać za "fizyka"? lekarz na sali może i by się znalazł, jakby kijem poszturchac,m ale się nie wychyla, bo byłby konowałem, gdyby jakąś nadzieję dawać zamierzał. medycyna jest bezradna.

człeniu, ja mam w kurtce chipa, bez którego nie zrobie zakupów. taka zielona karta Lloydsa. czy do ściany płaczu, czy teko sobie, czip albo numer konieczny. w dodatku "znamię" to znamię. chyba, że teraz znamię będzie oznaczać czipa. a za 10 lat, jak nie pyknie, to cos innego. juz tyle razy kratę kupowałem, rozkładałem lezak, i czekałem na wywrózony koniec swiata, i tylko się z somsiadami grilowaniny obżarłem... od dawna takie wycia apokatiptyczne słychać, i uayno. zawiedziony jestem!