Komentarze użytkownika gruzawik

wycięto drzewa, droga jak była nierówna, tak została. to nie drzewo na drogę wyłazi, a jak pędziwiatr w nie rąbnie, to nie rąbnie we mnie. ot, i tyle. duzo bardziej przykro zaliczyć dzwona, bo jakiś uznał, ze 5 min go zbawi. to problem w podejściu do jazdy: proszę wyjechac wcześniej, wziąć pod uwagę trasę, pogodę i co tam jeszcze trzeba. nie uczą tego w PL na kursie już? bo 30 lat temu było... wykorytować, zrobić 2x szerszą: rozumiem, ale takie coś? tym gorzej, bo zachęca. a nie pyrnie w drzewo, więc następnym razem może we mnie? albo w Ciebie?

prawdopodobnie sadzone były za czasów węższej drogi. to nie komunały, tylko wymogi kodeksu (a może już nie? cholera wie w pl). niczego takiego staram się nie sugerować, żebyś do głupot namawiał:) niestety, na idiotów nie ma rady, i w krajach, gdzie jazda to nie manifestacja ego, jak się jaki trafia, to i tak już przy mniejszej prędkości wylatuje. rozwiązaniem jest budowa i przekierowanie ruchu na drogi do tego zbudowane, a to są półśrodki, obawiam się, przeciwskuteczne. optymistycznie na koniec: jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził:)

to też kwestia uznaniowa mocno, mianowicie priorytetów: czy transport i drogi dla ludzi, czy na odwrót. budowa szybkich przelotówek załatwia problem, zostawiając lokalsom miejsce do życia. takie chlastanie niczego dobrego nie robi. 80 lat akumulacji węgla, cień, urok miejscowy jak psu w dudę wetknął, bo się zap..lać nie da, a i lusterka szkoda. punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, ale uważam, że trochę się w PL sami nakręcamy. kraj był na dorobku, trza było, ale żeby nie piss, to możnaby wyluzować trochę, właściwą równowagę między potrzebą zysku z transportu i zwyczajnie życiem zachować.

@d2shs: jak tutaj rozbiłem felgę w dziurze, bo jechałem za szybko, i była tam dziura nie do ominiecia, z racji samochodu z przeciwka, na zakręcie, to mi zapłacili 1/4 nowych alusów do płastugi:) to cholerstwo naprawdę potrafi flaki do gardła wepchnąć przyspieszając, więc błagam, bez żartów o żądaniach szybkości. do tego ktoś jakiś kurs przechodził szybkiej jazdy? czy prawko i hajda, po polach i drzewach?

A czym, jak stare?

Wystarczy zwolnic.

Bedziesz nastepnym razem wiara nazywal przekonanie o czyms udowadnialnym, jak ci bedzie wygodniej?

Nie wierzyli wiec,tylko byli przekonani. Roznica w podstawie: przekonania mozna sprawdzic, co do slusznosci, wiary nie. Potoczne uzywanie slowa wierzyc nie ma zaztosowania, gdy wniknac w szczegoly. Okazuje sie potocznym, skrotem w mowie, a dla niektorych w mysleniu.

Mocnochcenie czy inny stosunek emocjonalny nazywasz wiara teraz? No widzisz: stanie sie faktem. Bedzie dowod. Lub nie. To samo z nauka: skoro wysuwali reze o istnieniu tych planet, to na podstawie jakichs dowodow, a nie ich BRAKU, o zgrozo. Przytyki osobiste lubie, brzmia jak skowyt...

Sam wiare z dowodami rozwiodles, a tak dziala tylko glupiec. Nawet robal sie uczy, jesli zyje wystarczajaco dlugo. Cos jeszcze tak dziala? Nawet pinokio tak plecie(zalozmy), bo cos wiecej o postepach negocjacji wie, jako premier chocby. A nie bezpodstaw, a nawet sie od dowodow odzegnujac zamaszyscie.

Odwzwal sie ten, co mu inwektywy przeszkadzaja:) Kali, krowy i szamanizm...

Czyzby samozaoranie? Jesli wiec wierza, to odnosisz sam do wiary w bostwa. Nie do przewidywan w zakresie ich wiedzy.

Proba podmiany tematu nie zadziala. manipulacja, polegajaca na pominieciu dyskutowanego obiektu rzekomej wiary(planety) w niby to cytacie, na rzecz bogow jakichs, zeby twierdzic, ze w planety tez wierza, a od dowodow sie opedzaja jak od wscieklego psa, tez nie. W planety nie wierza, tylko maja na to dowody(roznej mocy). W bogow: zdarza sie, aczkolwiek rzadziej od nieuczonych, a im bardziej w fizyke lub biologie: tym rzadziej znow.

Kiedy on wlasnie faktow koniecznosc z ich brakiem rowna...

Some decried the work as conspiratorial or factually weak, whereas others applauded its authors for having the courage to raise an important policy issue. spiskowa i faktualnie słaba... nic dziwnego, że skoczku się podoba: sam taki. Podobnie Mersheimer sam sobie zaprzecza od czasu do czasu. wspierał wycofanie Amerykanów z europy, bo nie ma zagrażającego kraju. tymczasem ruscy napadali sąsiadów. wycofywanie nie sprowokowało? jestem binarny wobec morderców i złodziei. Adolf też był sprowokowany. i Hirohito. i Józek. zawsze się tacy znajdą, proputczycy...

jeżeli następny zamierzasz, po prof. niesławnej pamięci, martinie, wyniki eksperymentu Millera kwestionowac i resztę biochemii, to zwyczajnie śmiech budzisz, próbując wiedze sprawdzalną blatowac z basniami dla potłuczonych. ani to w sumie historia, tylko mitologia, ani kto zycia powołując sie na Iliadę nikomu ustawiać nie zamierza, toteż z Greków nikt się nie zbija jakoś...

zakładanie istnienia czegoś ogromnie złozonego, aż zdefiniowac nie potrafisz co to własciwie ma być, do wyjasnienia prostych w miarę początków życia, wcale nie jest śmieszne. skąd :) zupełnie się na biologii przy tym nie wyznając, pojęcia o archeonach, procaryota, siarkowcach i innych ukrytych królestwach nie mając bladozielonego:) za to pojęcie masz o stworze opisanym w starej książce, której części zaleceń sam się stosowac wzdragasz.

nie kupuję narracji, że ambasador to jakiś świątek. to polityk, jak każdy inny, rewerencją większą, bo gość. i tu trochę problem własnie: czy taki gość to mile widziany? kwestia druga: prowokacja? a to bandytę do napaści trzeba prowokować? taki typek zaatakuje, jak się poczuje silny odpowiednio, a jedyne co rozumie, to kij. ten ambasador reprezentuje kraj bandycki. przykre to.

co innego by się znalazło do puszczania orkom.

problem to my mamy od czasów, jak sąsiad zaczął inne kraje napadać, a jak przeszedł do naszych sąsiadów, to i problem jakby bardziej nabrzmiały. pewnie, że trzeba było wywalić, ale jak sam zachęcał ludzi, żeby przyszli, to się z dezaprobatą również musi liczyć, to nie rassija, tu ludzie wolno chodzą po ulicach, i się nie boją politykowi jajkiem przywalić. władza może i się spolegliwa zdawać, ale ludzie: nie. nie zapomnieli, jak Węgrzy.